Żyjemy jak zwierzęta, czyli cała prawda o migrantach wokół twierdzy Calais
Tysiące ludzi żyje w prowizorycznych obozach w Calais żywiąc nadzieję, że pewnego dnia będą mogli dostać się do Wielkiej Brytanii. Wielu z nich miało dobrą pracę, jednakże teraz muszą uciekać przed wojną i prześladowaniami.
Tysiące ludzi żyje w prowizorycznych obozach w Calais żywiąc nadzieję, że pewnego dnia będą mogli dostać się do Wielkiej Brytanii. Wielu z nich miało dobrą pracę, jednakże teraz muszą uciekać przed wojną i prześladowaniami. Sami mówią, że teraz najbardziej brakuje im pieniędzy i odrobiny godności.
Migranci mówią, że życie w Calais jest zbliżone do życia zwierząt. Od rana myśli się tylko, o tym żeby coś zjeść, a następnie ponownie zasnąć. Na pierwszy plan wychodzą podstawowe potrzeby, takie jak prysznic, golenie, przycięcie włosów co daje efekt życia podobnego do zwierzęcego.
Osman, mieszkaniec Sudanu, delikatny, dobrze wykształcony mężczyzn spokojnie wyjaśnia, że jego życie zostało zniszczone.
Osman: „ Nie wiem co powiedzieć, myślę, że straciłem wszystko. Jestem teraz po prostu pusty. Taki pusty facet, który nie ma planu na życie i nie wie gdzie ma iść dalej”.
Wszystko zaczęło się dwa miesiące wcześniej, po tym jak został aresztowany i torturowany przez reżym w Chartumza organizację spotkań opozycji politycznej.
Po hospitalizacji, podczas której był leczony odniesionych ran, przyjaciele Osmana zapewnili mu miejsce na statku towarowym do Francji.
Osman do Calais przybył z niczym i został poinformowany przez innych imigrantów, że z Calais powinien udać się do Wielkiej Brytanii.
Tak więc tutaj żyje prawie dziko w rozległym obozie na obrzeżach miasta Calais.
Osman nie jest sam. Z nim żyją tysiące innych migrantów. Nikt nie jest całkowicie pewny ilu ich jest. 2 000 a może 3 000. I każdy z nich ma swoją własną historię.
Liczba imigrantów rośnie codziennie a w ich sercach rosną marzenia odnośnie ich nowego życia w Wielkiej Brytanii, w które każdy z nich wierzy.
Niestety granica Wielkiej Brytanii jest dla nich zamknięta. Została ona również fizycznie przeniesiona do wewnątrz portu Calais.
Trójwarstwowe ogrodzenie o wysokości 6 metrów, otoczone drutem kolczastym biegnącym wzdłuż górnej granicy, ochroniarze, szkolone psy, elektroniczne czujniki ruchu, oddziały policyjne to wszystko czeka na śmiałków.
Port w Calais wygląda teraz jakby powrócił do zimnej wojny, będąc niedemokratycznym miejscem oddzielającym bogatych od biednych.
Mieszkańcy pamiętają Calais z przed roku, kiedy było nudnym prowincjonalnym francuskim miasteczkiem, wtedy wyglądającym normalnie.
Teraz port stał się twierdzą a migranci są stałym obrazem ulicy. Na niej żyją, mieszkając w rozległych brudnych kempingach, które zyskały przydomek „dżungli”.
Zastraszenia i czyny bezprawne dopełniają obraz nędzy z udziałem przedstawicieli wszystkich ważnych konfliktów z każdego regionu świata: Afgańczyków, Syryjczyków, Irańczyków, Sudańczyków, Libijczyków, Eryjtryjczyków, Pakistańczyków, Irańczyków… lista jest długa.
A północne wybrzeża Francji jest codziennie pozbawiane godności.
Większość z tych ludzi jest bez grosza, nie mając nawet pieniędzy na haracz dla członków gangów, zajmujących się nielegalnym handlem i przemytem ludzi do Wielkiej Brytanii.
W związku z tym migranci starają się chować w lub pod tysiącem samochodów ciężarowych, które zatrzymują się w Calais w drodze na prom aby przebyć Kanał La Manche dzielący ich od Wielkiej Brytanii.
To ryzykowna gra, w toku której niejeden imigrant stracił życie, a setki zostało poważnie rannych spadając pod gigantyczne koła pojazdów.
Migrantów można zobaczyć, kiedy gromadzą się każdej nocy w grupach po 10-20 osób. Są zwykle ubrani w ciemne stroje z kapturem i skuleni przed zimnem.
Niektórzy z nich oscylują wokół stacji benzynowych i parkingów ciężarówek, gdzie szukają okazji, aby przemknąć na pokład zaparkowanego auta lub wolno poruszających się samochodów ciężarowych – cały czas starając się unikać patroli policyjnych.
Korzenie tego problemu leżą daleko od tego małego francuskiego miasteczka portowego.
Philippe Mignonet, Zastępca Burmistrza komentuje, że to bardzo łatwo powiedzieć, żeby rozszerzyć ogrodzenie portu i powiększyć siły policyjne. Według Zastępcy Burmistrza można wznieść tysiące kilometrów ogrodzenia. Można je rozciągnąć przez Madryt, Berlin, Władywostok. Nie zmieni to jednak faktu, że ludzie opuszczą swój kraj.
Ludzie tacy jak Mustafa, statystyk, mieszkaniec Aleppo w Syrii uciekł opuszczając swoje miasto z 10-letnim synem Izeddine, wydając całe oszczędności swojego życia aby dostać się z Syrii do Turcji, następnie do Algierii drogą morską, kontynuując ucieczkę do Libii a następnie do basenu Morza Śródziemnego i drogą lądową z Włoch do Calais.
Migranci skarżą się na brak prysznicy, w związku z czym muszą myć się w morzu.
Zastępca Burmistrza przywołuje historię, że nie jest to pierwszy raz, kiedy Calais przeżywa falę imigrantów, choć jest to zdecydowanie największa fala.
Niedawny upadek władzy w Libii, zmusił ludzi do powzięcia desperackich kroków, skrajna przemoc w Iraku, Syrii, Afganistanie i Sudanie, ucieczka od długiej służby wojskiej i represji w Erytrei.
Wielu uchodźców napływa też z Iranu, Afganistanu i Bałkanów.
W latach 90-tych obóz Czerwonego Krzyża otwarty obok wsi Sanfatte liczył 900 uchodźców. Został on zamknięty trzy lata później, kiedy to liczba imigrantów wzrosła do ponad 2000. Miejsce stało się magnesem dla nowo przybyłych i przestępczym centrum handlu ruchem do do Wielkiej Brytanii.
Władze Brytyjskie i francuskie, nauczone doświadczeniem, przyjęły model opisywany jako charytatywną politykę „umyślnego zaniedbania”.
Obecnie to nie państwo zapewnia ochronę, wyżywienie, zakwaterowanie i opiekę medyczną dla tysięcy imigrantów. Państwo daje tak słabe warunku bytu licząc, że ludzie uciekający od świata wojen zdecydują się iść gdzie indziej.
Jeśli jednak to jest plan, to nie działa. A prośby o odrobinę opieki i pomocy spływają do lokalnych organizacji charytatywnych.
Każdego dnia o godzinie 18:00 czasu lokalnego setki imigrantów zbierają się w długie kolejki, wijące się na parkingu w centrum miasta, w oczekiwaniu na bezpłatny posiłek.
Przybyszom te dziwne sceny kojarzą się niemal z biblijnymi urywakami, kiedy to legiony obdartych mężczyzn pokonywały zakurzoną ziemię aby otrzymać nędzny posiłek będący ich jedynym pożywieniem przez cały dzień.
Siadając na ziemi w celu zjedzenia posiłku, parking staje się biblijnym Babel, mówiące językami z całego świata.
Chociaż wszyscy są imigrantami, społeczność nie zawsze może dojść do porozumienia. Dlatego nie obyło się bez walki na pięści a nawet mini-zamieszek. W związku z tym stacja żywienia jest stale monitorowana przez oddziały zbrojne francuskiej policji.
Ilość zbrodni popełnianych przez migrantów wobec miejscowej ludności również rośnie. Fala przestępstw eksplodowała w ciągu ostatnich trzech miesięcy, wtedy wzmocniły się ataki kradzieży i prób gwałtu.
Mieszkańcy nie czują się bezpieczni, kiedy wieczorem po mieście spacerują grupy po 10-20 uchodźców.
Pani Mignonet, Zastępca Burmistrza mówi, że wszyscy maja dość tej sytuacji: policja, przewoźnicy, kierowcy, straż portu, mieszkańcy a nawet sami imigranci.
Uważa ona, że jeżeli szybko coś się nie zmieni, miastu grożą poważne problemy.
Zastępca Burmistrza apeluje do reszty Europy o działanie i decyzje.
Nie jest niespodzianką, że prawicowi nacjonaliści utworzyli grupy bezpośredniego działania takie jak Sauvons Calais lub Let's Save Calais.
Kevin Reche, założyciel jednej z nacjonalistycznych grup głosi, że jest to problem europejski, tłumacząc to wprowadzeniem układu z Schengen, który umożliwił swobodne przemieszczanie się bez konieczności posiadania paszportu między wieloma krajami europejskimi, tworząc tym samym przerwy w granicach europejskich.
Dodaje on, że to także widma traktatu Le Touquet Treaty, który stworzył granicę angielską w Calais, blokując migrantów właśnie w tym mieście.
Zdaniem Kevin Reche należy na szczeblu międzynarodowym renegocjować traktaty europejskie.
Innym rozwiązaniem, wg nacjonalistycznych grup jest proste deportowanie wszystkich migrantów.
W Calais panują teraz dziwne widoki. Armia wściekłych, poszarpanych młodych mężczyzn rzucających się na ogrodzenie bezpieczeństwa, odpychanych przez uzbrojone siły zamaskowanych funkcjonariuszy podobnych do ZOMO.
Osman posiada swój profil na Facebooku. Na profilu widnieje zdjęcie reklamy na tle masywnej, futurystycznej ściany wieżowca w Tokio. Zdjęcie wykonał podczas podróży służbowej do Japonii.
Osman jest inżynierem, był odpowiedzialny za procesy i wygląd projektu. Pracował również jako inżynier projektu.
Teraz Osman ze smutkiem mówi o dziwnym zwrocie jakie wykonało jego życie. Wszystkie ubrania które posiada ma założone na siebie. Kiedy chce je umyć, musi to zrobić jedno po drugim.
Wielu zdesperowanych ludzi tułających się po Calais kiedyś miało normalne życie, które pewnego dnia zniknęło a oni stali się zagrożeni, nielegalni i niechciani.
Mustafa statystyk z Aleppo, jego 10-letni syn Izeddine, Ahmed, realizator wideo z Kabulu, Husajn, nauczyciel angielskiego z południowego Iranu i Osman, inżynier z Chartumu – oni wiedzą jak to jest, kiedy wszędzie wznoszone są blokady dróg, znają obraz wojny zbliżającej się co krok, a także pukanie do drzwi w środku nocy.
Takie rzeczy zdarzają się gdzieś na świecie każdego dnia w roku, a twierdza portu w Calais jest świadectwem instynktu ucieczki w poszukiwaniu bezpieczeństwa.
Źródło: BBC News
Opracowanie: PROMY24.COM